Rodzinne tajemnice Śródmieścia
Wyprawa
– Chciałabyś mamo, żeby gdzieś Cię zabrać? – Zapytałem.
– Chcę zobaczyć mój domek. No co tak patrzysz?
Nie skojarzyłem od razu. Markowską? Międzynarodową? Częstochowską, gdzie się urodziła?
– Sienną, oczywiście.
Więc w zimne niedzielne popołudnie wsiedliśmy do samochodu i znaleźliśmy się na Żelaznej.
Skręcamy w lewo.
– Okropnie to wygląda – mama marszczy się niechętnie.
– A kiedyś tu było lepiej?
– Ruiny, ale tu wskazuje na pustą przestrzeń za Sienną 91 mieszkała moja koleżanka.
Po chwili.
– Gdzie ja jestem?
Mama zgubiła się. Dom Słowa Polskiego, który od lat wyznaczał Miedzianą znikł. Tu mają powstać słynne dwie wieże. Na ziemi, którą Kaczyńscy zawłaszczyli w latach przemian.
Czas do szkoły
– Ten zegar, zawsze sprawdzałam, czy nie jestem spóźniona.
Niegdyś żelazna brama w kamienicy Szultzego, nad którą królował zegar, wiodła do szkoły. Dziś zamknięta zieloną, drewnianymi wrotami. Na głucho. Ale mamy szczęście, do domu wraca starsza pani.
– Wie pani w czterdziestym siódmym poszłam tu do szkoły.
– Do pierwszej klasy? A szkoła tu dalej jest.
– Nie, do szóstej.
Pani wpuszcza nas do środka
– Jeśli ktoś z nas był nieprzygotowany to modliliśmy się do tej figurki, by nauczyciele nie zapytali. Ale wiesz, jeśli miałam być zapytana z fizyki, to zawsze śniło mi się to w nocy. Do naszej klasy chodził syn nauczyciela i mówił, że poprzedniego wieczoru ojciec brał kajet i wybierał kogo zapyta. Ja zawsze wiedziałam.
Szkoła to nadal jest. Lecz teraz, wejście tylko na zaplecze. Wtedy było to główne wejście. Dziś kamienica Szultzego nie imponuje, brama obskurna, zostały tylko piękne odboje.
– Moja szkoło. Już nie wierzyłam, że cię kiedyś zobaczę. – W zimną niedzielę wkradło się słońce.
Mamie w szkole nie było łatwo. Wojnę spędziła na wsi i jak sama mówi, nie mówiła po polsku, a po wiejsku. Inni się śmiali. Nauczyciele bili linią po rękach. Na szczęście koleżanka pomogła, po lekcjach uczyła mówić poprawnie.
A w klasie najstarsi mieli po 18-19 lat. Dorosłe chłopaki, których nauczyciele się bali.
Na Miedzianej ocalało kilka kamienic. Sąsiednia zachęca odnowioną bramą. Szkoda, że już pobazgraną.
Przez morze ruin i nadziei
Robimy małą rundkę Pańską.
-Tu nic nie było. Żelazną przez ruiny chodziliśmy do liceum na rogu Leszna. Chodził tramwaj, ale przecież na bilet było szkoda. Najgorzej, że ciemno, szliśmy całą gromadą bo strach. Aż do Marszałkowskiej ciągnęło się morze ruin. Co niedziela wszyscy chodziliśmy na odgruzowanie. Nie, nikt nas nie zmuszał. Wszyscy szliśmy. Cieszyliśmy się, że możemy ratować nasze miasto. Ludzie z zakładów pracy, uczniowie, dzieci, naprawdę śpiewaliśmy. Młodzież z kraju tu na kolonie, na odgruzowywanie, przyjeżdżała.
Wieje coraz mocniej. Skręcamy w Twardą.
– Tu gdzieś mieszkała moja koleżanka. Nad kinem. Na pierwszym piętrze było kino.
Rozgląda się bezradnie.
– Nie poznaję.
Dopiero jak wracaliśmy Sienną, uśmiech rozjaśnił jej twarz. Wskazuje „Dom wędkarza”. Nie poznała przez „stylową” makabryłę z lat osiemdziesiątych obok.
– To było tutaj. Ona mieszkała na drugim piętrze.
Faktycznie. Do kina „Delfin” chodziłem jeszcze na studiach. Widziałem tam „Zeliga”. A dziś w podziemiu jest owa przedziwna piwiarnia z połączona z nepalską knajpą. Fajne miejsce.
Krwawa historia
Sienna 61. Pięknie odnowiona kamienica. Mama pokazuje na numer 59 obok.
– Tu była żandarmeria. Stali po obu stronach bramy. Wielcy, nadęci, karabiny wystawione. O, tak – pokazuje przed sobą. – Wszyscy się bali.
Kamienica zamknięta, ale znów mamy szczęście. Wychodzi pani z dzieckiem i wpuszcza nas na podwórko. Brama w dziwnych nowoczesnych kaflach, ale podobno doskonale oddaje charakter bramy tuż po wojnie.
Mama wpierw wskazuje na lewo.
– Tu przez całą wojnę mieszkała Żydówka. Przeżyła pod bokiem żandarmów. Po wojnie adoptowała trójkę polskich sierot. Chyba z wdzięczności za pomoc.
Wchodzimy na drugie podwórko.
Po prawej na czwartym piętrze. Tu babcia z ciotką przeprowadziła się w 39 po tym jak bomba zmiotła ich barak przy Okopowej. Miały szczęście – bo akurat babcia wyszła z maleńką córką zdobywać jedzenie.
Zajęły tutaj mieszkanie, które jak wszystkie na drugim podwórku, byó bez toalety, bez prądu. Podwórko zamykały wtedy wartszat, komórki i wychodki. Ale gdy babcia wróciła w 1945, czwartego piętra nie było. Zmiotła je bomba. Obecnie kamienica urosła do pięciu pięter.
Babcia porozmawiała ze stróżem. „Jest wolne mieszkanie” powiedział, „tylko tam trupy”. Pierwsze podwórko, pierwsze piętro. Balkon. Jeden pokój i kuchnia z wodą. Luksus. Leżą dwie Żydówki. Przeżyły wojnę. Wróciły po śmierć z rąk Polaków.
Mama mieszkała tu aż do lat sześćdziesiątych. Ciocia wyprowadziła się z Siennej pod koniec lat siedemdziesiątych. Pamiętam wielkie okno. Wielkie w porównaniu z blokiem na Markowskiej.
Szare podwórko. Niegdyś była na środku kapliczka i zieleń.
Zaczyna padać. Wracamy do samochodu.
Leave a Reply
Want to join the discussion?Feel free to contribute!