Tag Archive for: historia

Co tym razem?

Już wkrótce (po wakacjach) będę miał dla Was nowy zbiór opowieści o Andrzeju Zaleskim!

Nowa okładka projektu mojego syna, autora koncepcji graficznej serii – mam nadzieję, że spodoba się Wam, podobnie jak poprzednia.

Czym jest czynownik?

Raczej „kim”? Bo wbrew pozorom, nie jest to przedmiot, ale określenie urzędnika wspinającego się po kolejnych szczeblach kariery – czyli w rosyjskim zaborze tzw. czynach. Przypomnę Wam „Śmierć czynownika” Czechowa, znane też u nas pod tytułem „Śmierć urzędnika”.

W tym tomie znalazło się kilka historii z życia Andrzeja Zaleskiego, oficera carskiej policji, bohatera mojej powieści Awans. Czy właśnie takim czynownikiem musiał być oficer policji w jednej z najbardziej skorumpowanych biurokracji?

A może słowo czynownik powinno uzyskać i inny źródłosłów jak: „człowiek czynu”, albo „dziennik człowieka czynu”? Nasz bohater wstąpił do carskiej policji by służyć sprawiedliwości. Ale czy Polak w służbie rosyjskiego imperium może pozostać uczciwym człowiekiem? Czy tylko czynownikiem? A może to czyny decydują o człowieku, a nie jego stanowisko?

Podążymy za Andrzejem tropem bardziej i mniej niezwykłych przestępstw. Zaprowadzi nas on w nieznane miejsca w XIX wiecznej Warszawie, ale zabierze też i na gubernialną prowincję. Zaleski będzie musiał stawić czoła nie tylko kryminalistom, lecz i niejednokrotnie swoim przełożonym, dla których prawo i sprawiedliwość to często jedynie puste slogany.
Opisane w książce czyny Andrzeja Zaleskiego są w większości opowieściami z lat 80 i 90 XIX wieku, a ostatnia z nich to czasy już po odzyskaniu niepodległości – dwudziestolecie międzywojenne.

Jestem w Niemczech.  W Niemczech strach. Właśnie w zeszłym tygodniu w wyborach w Turyngii, w niedużym miasteczku Sonneberg, w dawnej NRD, kandydat AfD został wybrany na burmistrza. Faszyści świętują. AfD cieszy się obecnie nawet 18-20% poparciem.

Strach

Nawet?! A może warto powiedzieć wprost – maksymalnie.

Bo właśnie jeśli mówimy o wynikach skrajnej prawicy, często lubimy je ustraszniać. 15% dla Konfederacji – to koniec świata. 19% dla Le Pen – Francja staje się faszystowska. Takie ustrasznianie jest domeną mediów społecznościowych, ale niestety nie tylko. Również media tradycyjne, dla podkręcenia zainteresowania, straszą nas apokalipsą.

A ja czytam „Reguły na czas chaosu” Stawiszyńskiego. I myślę. Książka to właściwie lektura obowiązkowa na obecne czasy. Na epidemię plemienności, oburzania się, na nasze zapatrzenie w perspektywę siebie. Zacząłem ją czytac dość dawno temu, teraz dokończyłem. Pierwsze rozdziały zamierzam przeczytać ponownie. Książeczka krótka i można ją “wziąć na raz”, ale ja zachęcam do przeczytania każdego rozdziału z osobna i poświęceniu dłuższej chwili na przetrawienie go. Nawet kilka razy. Jeśli ktoś jest “pożeraczem książek”, jak ja to potrzebuje więcej przestrzeni na refleksję. Warto w to zaintwestować.

Stawiszyński ostrzega.

„Nie daj się uwieść apokalipsie”.

Nie, nie będzie końca świata. Chyba, że się bardzo postaramy.

Akurat w tym obszarze najwięcej zależy od nas. Tak. Partie skrajnie prawicowe mają 10%-15%-chwilami, w nawale społecznego gniewu, nawet 20% zwolenników. I, jak pokazuje historia Vox w Hiszpanii, popularność szybko spada. I tyle. To oznacza, że ponad 85% wyborców się z nimi NIE identyfikuje. Ta sfrustrowana część społeczeństwa (głównie męska) popierająca skrajną prawicę nie może decydować o nas wszystkich.

Stawiszyński pięknie pisze, jak taka prawicowa, i nie tylko, fałszywa wspólnotowość definiuje świat. Walczą o dominację, kosztem opresji innych. Przyjrzyjmy się więc bliżej jak ta wspólnota Inceli się definiuje

INCEL Alt-right

Łączy ich kilka elementów:

1. Prostota recept na świat.

Brak podatków, państwo tylko od wojska, żadnego socjalu, emigranici do prac przymusowych, kara śmierci. Szokujące dla mnie było, iż takie poglądy głosili również ludzie (starsi mężczyźni), którzy żyli tylko dzięki szczodrej opiece zdrowotnej i sami korzystający z ogromnych przywilejów socjalnych. Ale oczywiście im to się należy.

2. Poczucie krzywdy.

Krzywdy ze strony społeczeństwa. Uważają, że mają gorzej bo uprzywilejowani są inni: samotne matki, kobiety, emigranci, LGBT. To wygodny obiekt przeniesienia odpowiedzialności za swój brak sukcesów. Często nawet rozwiedzeni, nawet przemocowcy, obwiniający teraz swoje byłe partnerki.
Choć tu musimy zwrócić uwagę na to o czym pisze Stawiszyński.

Za sukcesem Trumpa stało wielu zgorzkniałych „białych mężczyzn w średnim wieku” zamieszkujących amerykański „pas rdzy”, bezrobotnych, niewykształconych, pozbawionych pieniędzy, ubezpieczenia, a przez to i godności, którzy wszakże nieustannie słyszeli ze strony liberalnych elit i działaczy, że są najbardziej uprzywilejowaną grupą w tym kraju

To jest zresztą źródło owego wzrostu alt-right we Francji, w Szwecji czy Holandii.

3. Ich siłą napędową są INCELe.

Ciekawy artykuł o incelach opublikowała Polityka Odrzuceni mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet i komentarze mężczyzn, pod tym artykułem, najłagodniejsze to „Liberalno-lewicowe media. Redaktorzy, którzy nienawidzą mężczyzn. I męskości” pokazują, że jest to dość trafny opis, choć dość wąski i przestarzały.
INCELe – czyli Involuntary „wbrew sobie”  są w celibacie.  Często nie ma się czemu dziwić, bo kto by się chciał z takim gościem wiązać?
Za czasów mej młodości ta kategoria praktycznie nie istniała. Bez kobiet byli ci, którzy naprawdę chcieli. Albowiem dziewczyna nie wyobrażała sobie życia niezamężnego. 30 latka musiała sobie znaleźć męża. Przecież inaczej będzie starą panną, jak z Orzeszkowej.  I brała nawet ostatniego patafiana.
To się na szczęście zmieniło i coraz więcej kobiet jest gotowych żyć samodzielnie. Nawet mieć dziecko, ale nie brać na swoje barki przekonanego o swej boskości palanta

4. Gniew wobec kobiet.

Tu można zobaczyć szkodliwy  wpływ patriarchalnego wychowanie, ale też wpływ matek, które skutecznie wbijały ich w przekonanie o własnej świetności, i że im się należy. Co jakoś nie sprawdza się w życiu. Ten gniew został wykształcony w całą prawicową ideologię. Kobiety chcą być gwałcone (to naprawdę powiedział idol JKM), nie są nic warte, zabierają nam pieniądze, dzieci, pracę, należy zrobić z nimi porządek.
Idealna praca – policja religijna, jak w Iranie, absolutna władza, możliwość pomiatania kobietami. Zresztą (i to akurat jest dość przerażające) alt-right ma wielu zwolenników w służbach mundurowych, co widać przy okazji demonstracji.

5. Formalna religijność.

To owi „rycerze”. U nich religia sprowadza się tylko do władzy. Stąd np. walka z prawem do aborcji. Rozwodami. LGBT. Bo to daje im możliwość upokorzenia i pokonania innych. Mają akurat w tym, w Polsce, wsparcie dużej grupy młodszych księży. I odgrywać będą rolę w przyszłym kościele, który poszuka u nich recepty na ucieczkę wiernych. Wierni zostaną przymuszeni.
Na świecie alt-right często stoją za skrajnymi ruchami religijnymi. Nie tylko islamem. Z USA ich wpływy potrafią kształtować politykę nie tylko w Nebrasce, ale i penalizację homoseksualizmu w Afryce

6. Wsparcie kobiet.

Jest to nieco bardziej zdumiewające. Lecz pamiętajmy, że są to kobiety często z rodzin przemocowych. Już mądrzejsi ode mnie pisali jak to możliwe, że właśnie również owe kobiety wyniosły do władzy Trumpa. Dość mocno określiła to Gretkowska

„Mroczne dziaderskie dziedzictwo ujawniające się w głowach małolatów, w dużej mierze dziewczyn. Konserwatyzm, przemoc, anty-wolność, terror nicości”.

Tak – kobiety nie są z daleka od alt-right. Mimo iż pozornie jest to wbrew ich intereson. Lecz jest to znane zło. Ciepło bagienka, które znają.

Czy jednak możemy lekceważyć alt-right?

Jak pokazuje przykład PiS nie można.

Są ku temu dwa powody:

Po pierwsze media, w pogoni za klikami, sensacją itd wypromowały te poglądy i sprawiły, że wylazły one z piwnic. Owi dziennikarze, wykonując polecenia swoich medialnych bossów, uwielbiają cytować prawaków, traktować ich kłamliwe wypowiedzi jako równoważne prawdzie, zapraszać do pseudodyskusji w ramach „wolności wyrażania poglądów”, gdzie pyskówki i obelgi prawicowe są traktowane jak merytoryczne wypowiedzi.

Owa medialna „bezstronność” – czyli po prostu lenistwo w obnażaniu kłamstw i chęć zysku wypromowały poglądy prawicowe. Dziś już nikt się nie oburza (szczególnie w Polsce) na lżenie kobiet, LGBT czy emigrantów. Tak po prostu jest.

Owa tolerancja dla nietolerancyjnych, niszczy podstawy demokracji.

Po drugie partie „centrowe” lub „tradycyjne” przyjmują ich za swoich sojuszników. A przynajmniejme adoptują ich retorykę. Widzimy to w Holandii, Szwecji, Anglii, gdzie niby-centrowe partie posługują się językiem, który jeszcze dwadzieścia lat temu określiliby jako faszystowski. Jeśli je wspieramy pośrednio wspieramy i faszystów. Kropka.

Zresztą nawet w Polsce. Słyszę ostatnio narzekania, jak to PiS w 2015 rozpętał nagonkę antyemigrancką i dzięki temu wygrał wybory. Już zapomnieliśmy jak w wyścigu, kto jest bardziej przeciw emigrantom startowało PO, jak wrzeszczało, że Polska żadnych uchodźców nie przyjmie, jak ryczało, że to Unia narzuca nam niesprawiedliwe warunki. A obecnie opozycja w osobie Kosiniaka-Kamysza drze się, że „wszyscy Polacy są przeciw przyjmowaniu migrantów”. Tak to faszystowskie kłamstwa stają się obowiązującą narracją. Często wbrew ludziom. Ja na pewno tego nie chcę.

Jak widać w Finlandii, Szwecji, Włoszech i pewnie zaraz w Hiszpanii to zblatowanie centro-prawicy z faszystami wpuszcza ich do rządzenia krajem.

Warto też spojrzeć na artykuł o tym jak skrajna prawica zyskuje duże wpływy w USA i na całym świecie kwestionując wszelkie autorytety, wiedzę i zastępując je skutecznie teoriami spiskowymi. Zachęcam do przeczytania The Guardian, The big idea, Is it too late to stop extremism?

Nie tak dawno (sto lat temu) wszak właśnie tak faszyści doszli do władzy (wyborów NIE wygrali) – dokładnie w podobnym momencie i z wieloma podobnymi postulatami. Takimi samymi metodami. Dzięki współpracy z partiami centrowymi, dzięki poparciu dziadów pokroju Hindenburga.

Czy historia musi się powtórzyć?

Na razie robimy wszystko, by historia się powtórzyła. A przecież, jak nawołuje Stawiszyński możemy sięgnąć do literatury, by zobaczyć jak to było.  By zrozumieć świat.

„Kontakt z literaturą uruchamia i ćwiczy zdolność do współczucia, a nade wszystko wyrabia nawyk syntezy, wyjątkowo pożądaną, zwłaszcza dzisiaj” „jako taka stanowi niezastąpione źródło wiedzy o meandrach ludzkiego umysłu” „właśnie tam, w środku literackiej fikcji, mamy niespodziewaną szansę, by poznać głęboką prawdę o tym, jak wygląda życie, kiedy zedrze się zeń grube warstwy normatywnych fantazji”

Wystarczy przeczytać taki np. „Strach” Rybakowa, dalszy ciąg „Dzieci Arbatu”, aby zobaczyć jakimi mechanizmami posługiwali się rządzący bandyci w latach trzydziestych, i że tak samo to wygląda dziś. Oraz tego jak ludzie, zwykli, jak Ty czy ja, reagowali na to. Literatura ma moc zmieniania, może nie świata, ale na pewno naszego sposobu myślenia o świecie. Rozumienia skomplikowania świata.

Czy historia i literatura nauczy nas czegokolwiek, poza tym jak popełniać błędy? To zależy już od nas.

Wydany właśnie “Awans”  dostępny:

nawet z moim autografem na allegro ale i zwyczajnie na bonito i w dobrych księgarniach

i jako ebook np. na smashwords lub z polskich stron na woblinku i ebookpoint

wprowadza nas w Warszawę końca XIX wieku i pozwala na zajrzenie w kilka zakątków miasta.

Warszawa, 1889 rok, czasy panowania cara Aleksandra III. „Trzecia stolica” carskiego imperium budzi się z popowstaniowego paraliżu. Andrzej Zaleski, porucznik carskiej policji, przypadkiem trafia na sprawę morderstwa rodziny rejentostwa Wolskich. Ofiary z poderżniętymi gardłami, w progu zabita służąca, skradzione tysiące rubli. To już trzeci taki napad w tym roku… Zaleski rozpoczyna śledztwo. Wchodzi do świata, gdzie oficerskie zabawy w lupanarach przeplatają się z działalnością rewolucyjnych socjalistów.

Kim naprawdę jest porucznik Zaleski? Sprzedawczykiem? Cwanym karierowiczem? A może po prostu rzetelnym stróżem prawa? Jaką cenę przyjdzie mu zapłacić za awans? Są wszak i tacy, którzy wydają się poza zasięgiem ręki sprawiedliwości…

Warszawa na lewym brzegu

Większość akcji rozgrywa się na lewym brzegu:

Pierwsza scena książki dzieje się na trasie łączącej dawny Pałac Namiestnikowski na Krakowskim Przedmieściu (wtedy wykorzystywany jako głównie sale balowe) z Mariańską, mieszkaniem Zaleskiego. To, co spotyka go na Placu Zielonym wprowadza nas w kryminalną atmosferę Warszawy.

Koszykowa, gdzie rozgrywają się kolejne sceny, była prężnie rozwijającym się obszarem, gdzie chętnie osiedlali się zamożni Warszawiacy. Tam właśnie Zaleski pierwszy raz natyka się na ślady morderstwa.

Nieistniejący Dworzec Wiedeński był miejscem gdzie oprócz wykwintnych pasażerów I klasy, w poczeklani III klasy można było napotkać tłumek bezdomnych, których wtedy w Warszawie nie brakowało.

Też nieistniejący Gościnny Dwór, obok którego wyrosną wkrótce Hale Mirowskie, był wtedy rynkiem wyższej klasy, a efektownej żeliwnej hali nie powstydzono by się w Paryżu czy Londynie.

W centrum Warszawy odwiedzimy piękny, do dziś zachwycający proporcjami, kościół protestancki zaprojektowany przez Zuga: https://jakubbielikowski.com/opowiadania/andrzej-zaleski-na-tropie/w-kosciele-sw-trojcy/

Na chwilę zajrzymy też w podbrzusze Warszawy – na Solec, do “tunelików” (podłych spelun) na Tamce, do fabryki Lilpopa, do baraków Woli.

Na Powiśle prowadzi nas “okładkowy” fragment : https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=4187238938056057&id=100003099779271

No i oczywiście Zaleski będzie zmuszony szukać śladów w słynnych w tamtych czasach lupanarach, wszak Warszawa była miejscem rozrywki dla całego Imperium.

Spotkamy też mieszkańców kamienic i grzebiące w śmieciach kościarki.

A by zażyć odpoczynku popłyniemy na Bielany.

https://www.facebook.com/100259575203145/posts/277356920826742/

 

Warszawa na prawym brzegu

Na Pradze, która wtedy nie była wcale kryminalnym centrum Warszawy, lecz jej zapleczem komunikacyjnym i żywnościowym, rozegra się kilka kluczowych scen.

Szczególnie ciekawa jest ulica Wołowa – obecnie fragment Targowej, zwana tak od stad krów i wołów stepowych pędzonych do rzeźni (nomen-omen, przy Krowiej) z głębi Imperium Rosyjskiego. Krowy pędzono tędy jeszcze w międzywojniu. Ja zaś pamiętam niszczejące budynki rzeźni, które oglądałem z Tatą.

Szmulowizna została właśnie włączona do Warszawy, zachowała jeszcze mocno podmiejski charakter, ale to właśnie ona oraz Dworzec Terespolski odgrywają w powieści ważną rolę. Spójrzcie tylko:

 

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=4199951733451444&id=100003099779271

Zapraszam do XIX wiecznej Warszawy!

 

Udaj się w  nieznane

Mało kto wie, że Pojezierze Dobrzyńskie w ogóle istnieje. I gdzie to? Wysilmy więc pamięć, powróćmy do szkolnych lekcji historii i przypomnijmy sobie Krzyżaków.
Ziemia Dobrzyńska i Chełmińska. Pamiętacie toczące się o nie spory z Zakonem? A może zamek Golub-Dobrzyń? No dobrze, ale gdzie to właściwie jest?
Na wschód od Torunia, począwszy od Dobrzynia nad Wisłą, aż po Drwęcę na północy rozciąga się rolnicza kraina, z niewielkimi lasami i jeziorami położonymi wśród pięknych wzgórz. Góry i jeziora. Jak na Suwalszczyźnie.

Brama Sierpecka, Rypin
B i J Giedychowie, Rypin w grafice

Z miast jedynie maleńki Rypin (pewnie też można zliczyć Lipno), w którym nie widać ani 1000 letniej historii, ani garnizonowej przeszłości (koszary i dwie cerkwie rozebrano w międzywojniu), ani śladów ponad 3 tysięcy współbraci żydowskich. Od zamkniętych na głucho drzwi zarówno kościoła gotyckiego, jak i kościoła ewangelickiego odbiłem się.
Lecz ma swoją atmosferę, warto poszperać w załukach, a we wtorki i piątki od rana do 12:00 działa targ – źródło pysznych lokalnych miodów.

Ale, wszak nie dla miast tu przyjeżdżamy. Jeziora, przestrzenie, długie wędrówki wśród pól, rozproszone ślady przeszłości.
Na razie oprócz krótkich wypadów w najbliższą okolicę, gdzie znalazłem na przykład:

  • Fantastyczne tereny lęgowe mew na stawach w Mościskach,
  • Piękne jezioro Gulbińskie (Dłuskie)
  • Genialne miejsce kąpielowe w Sitnicy, właśnie ośrodek opuszczony przez lata, wraca do życia
  • Znane niegdyś z cukrowni Ostrowite (Restauracja Miodowa to najlepsza knajpa w okolicy)

Zrobiłem jeszcze dwie niewielkie pętelki rowerowe:

Weź właściwe narzędzia

I tu muszę krzyknąć: niech żyją Czesi! To ich aplikacja (Locus: https://www.locusmap.app/) daje wprost genialnie dokładną mapę Polski, każda ścieżka. Kudy nam do takiej jakości. Zresztą czeska Strava to też najlepsza aplikacja do śledzenia wyników chodzenia, biegania, roweru itd.

Pamiętaj by wzmocnić mięśnie

Teren zwodniczy, bo wszędzie góry i doły i dla mazowieckiego rowerzysty niezłe wyzwanie. Po 300m podjazdów, często stromych. Lecz niezwykle piękny. Patrzysz na falujące łany zbóż, teraz mieniące się różnymi odcieniami zieleni, w maju do obłędu przywodzą pachnące pola rzepaku, i nagle ciemna kępa drzew wskazuje obniżenie terenu, w którym rozlewa się spokojna tafla jeziora. Jeśli podniesiesz głowę znak kierownicy roweru i nie myślisz o jak najszybszym pokonaniu trasy, Ziemia Dobrzyńska wynagrodzi cię sowicie.
We wszystkich wsiach tablice historyczne i wiele można się dowiedzieć o regionie. Strzałek krajoznawczych niestety nie ma. Z jedzeniem, poza sklepami, marnie.

Zalicz pętlę wokół Żalskiego Wielkiego, a żałować nie będziesz

Najlepsze momenty na trasie 1 (wokół Żalskiego), 30 km, 280m góra / dół:

1. Wejście na skarpę przy żwirowni w Żałem i widok na jezioro Żalskie

2. Jezioro Ruda i laski dookoła. W tygodniu spokój, pięknie, nie ma działkowiczów. Widok na jezioro Ruda zapiera dech, taka klasyka pojezierzy. No i oczywiście obowiązkowa KĄPIEL

3. Widok na jezioro Oborskie – z drogi Chojno – Obory. Nikt się nie spodziewa, że nagle pola „zapadną się” i ukarze piękna dolina z malowniczym jeziorem.

4. Kościół Kamedulski w Oborach. Barok nie jest moim ulubionym okresem, ale budynek kościoła w pięknym parku krajobrazowym, ponoć zadbanym rękami pokutników. wart zatrzymania i odpoczynku w cieniu ogrodów.

 

5. Drumliny (napiszę o nich oddzielnie). Trening dla dynamitu w nogach.

6. Bagienna dolina jeziora Okońskiego. Dziko. Bagniście. Takie naturalne krajobrazy to już rzadkość.
7. Piękna bryła i park pałacu w Ugoszczu. Szkoda, że jako Dom Opieki “Kombatant” obecnie niedostępny.

8. Widok na jezioro Kopiec od strony pól Kleszczyna z oryginalnymi domami letniskowymi (styl włoskiego modernizmu). Również fajna agroturystyka – tanie i wygodne miejsce na nocleg (od strony Mościsk). Późniejszym latem jezioro kwitnie na zielono.

Czy Strzygi są straszne?

Najlepsze miejsca na Trasie 2 (Strzygi), 35 km, 215 m góra / dół:

1. Kaplica w Studziance. Jeden z kilku ocalałych drewnianych kościołów.  Oczywiście poza niedzielą w południe zamknięta, ale fajnie posiedzieć w cieniu wielkich drzew i zaczerpnąć wody z „cudownego” źródełka.

2. Widok z pobliskiej drogi do Przyrowy na stawy

 

 

3. Pod Głowińskiem, i wielokrotnie po drodze, świadectwo jak sprytnie PiS buduje swój elektorat – remont każdego piarda drogi oznaczony tablicą z godłem i historią tym jak to Państwo pomaga lokalnej społeczności. My gadamy o autostradach, ekspresówkach. A po co one rolnikowi? Zaś za kilometr autostrady, owo mityczne pisowskie Państwo Polskie (bo to przecież nie z naszych, mieszczuchów, podatków, prawda?) wyremontuje kilkanaście kilometrów lokalnej drogi (koszt ok 3mln/km). Ileż to okazji do przecinania wstęgi?!

4. Sery Kozie z firmy Kozieławy, zaraz przy skręcie w Ławach z drogi Rypin-Golub. Mniam. Obowiązkowy punkt kulinarny! Polecam „Trzy pleśnie” i typowy kozi camembert. Sporo serków z intrygującymi dodatkami, np z orzechami moczony w czerwonym winie. Można zobaczyć jak panie je robią.

 

5. Rusinowo – no nie wiem czy fajnie, bo słynnego spichlerza dworskiego jednak nie znalazłem ☹ Brak strzałki, a spieszyło mi się, zresztą zapach nie zachęcał do poszukiwań.

6. Strzygi – kościół renesansowy, przebudowany. Ale wrażenie robi. Na pewno obowiązkowy postój. W środku niestety dominuje rokoko i najnowsze witraże. Warto też wybrać się na cmentarz. U stóp kościoła piękny drewniany dom wiejski.

7. OMIJAJ Z DALEKA – „Karczma pod Złotą Rybką”. Reklamują się już przed Rypinem, ale miejsce nastawione na wesela i inne imprezy. Przede mną od kontuaru odbiło się dwóch ojców z piątką dzieci (nie pojawił się nikt z obsługi). Ja zjadłem schabowego z puree. Był naprawdę w porządku. Ale zupy dnia nie było, a napaliłem się na kartoflankę. Z zieleniny tylko nieśmiertelny „zestaw surówek”, którego ja nie cierpię. Ani sałaty, ani pomidorów, ani kiszonego ogórka. Z nalewaka „chce się Ż”. Butelkowe też „regionalna” Warka. Nędza.

Już lepiej zjedz sobie serek z Koziejławy ze świeżą bułką i popij kefirem z melczarni w Rypinie.

8. Dolinka Rypienicy pod Strzygami. Zaraz obok stawy i panowie moczący kije.

9. Kapliczka w drodze ze Strzyg na Warpalice. Takich kapliczek tu dziesiątki, ale ta, to autentyczny XIX wieczny zabytek

Te nazwy w okolicy chyba były układane by zagony Krzyżackie i Pruskie idące na Mazowsze gubiły drogę i nie mogły się rozpytać. „Od granicy idźcie przez Półwiesk lub Radzików, na Wąpielsk, Warpalice, Strzygi, Czyżewo, Głowińsk, Borzymin, Nadróż, Charszewo, Czumsk, lub Szczekarzewo, skręćcie na Skrwilno, przekroczcie Skrwę, a potem prosto przez Rogotwórsk i Dzierzążnię…” „Ja, ja, gut. Wohin? Sie haben „Mlawa” gesagt?”

10. Długie – zabudowania podworskie (chyba młyn) nad pięknym stawem. Pałac Platerów, obecnie prywatny i niestety nie ma dostępu. Co widać przez płot i park dworski wygląda znakomicie. Przed wjazdem figurka z XIX wieku (na zdjęciu prezentuje się świetnie).

11. Zjechanie nad jezioro Dłuskie / Gulbińskie (dwojga imion). Przepiękne jezioro rynnowe. Niestety jedyna publiczna plaża a w Gulbinach. Ale chyba od Długiego też jest dostęp. Przynajmniej tak pokazuje niezastąpiony Locus.

12. Przed samym powrotem kąpiel na kąpielisku gminnym w Żałem (tuż przed skrzyżowaniem z drogą na Brzuze niewielka droga w prawo). Duży pomost, woda raczej do pływania, bo dość szybko robi się głęboko.

Co dalej?

Planuję jeszcze trzecią trasę, ale dopiero jak poprawię rower, bo mi łańcuch obciera. Czeka Radzików (widziałem tylko gotycki kościół, a są wszak i ruiny zamku), Wąpielsk, Gulbiny, Trąbin i na koniec Ostrowite.

A potem można kolejną wycieczkę w stronę „szopenowskiej” Szafarni. Lub w kierunku jezior koło Lipna.

I nad Drwęcę. Do Golubia-Dobrzynia, wszak rzut beretem.