Wróciłem do domu wykończony, trzy dni konferencji, prezentacje, dyskusje, przynajmniej chyba nieźle wypadłem. Może uda się zamknąć w tym kwartale kilka deali? No i dwie przechlane noce. Cóż robić? – kto smaruje ten jedzie, a koledzy z branży to podstawa. Gdyby nie ta cholerna śnieżyca pod Łodzią i problemy ze światłami, byłbym w domu ze trzy godziny temu.
Mieszkanie było ciche i puste, tylko ta dziwna kartka na lodówce ‘Tato pojechałem w góry, odezwę się e-mailem’. Nik, mój syn, już od kilku lat nie jeździł w góry, ostatnio żył tylko klubem i grami strategicznymi, nawet studiowanie architektury zeszło na dalszy plan. Gry strategiczne – to nie zabawa. Za wkład w ostatni program dostał trzy tysie. I to bez mojej pomocy. Starałem się nie wtrącać w jego życie, jest przecież dorosły, choć od czasu jak Kaśka zostawiła nas, gdy Nikodem miał cztery lata, i znikła w wielkim świecie, syn stał się dla mnie wszystkim. Ale teraz nie byłem w stanie się przejmować. Chciał to pojechał. Ja padam na twarz. Szybki prysznic i do łóżka.
Rano obudził mnie dzwonek. Spoglądam przez wizjer. Mała szatynka z dużym plecakiem. Plecak chyba większy od niej.
– Kto? – pytam zaspany
– To ja, Miłka. Nikodem, otwórz.
Nie chciało mi się gadać przez drzwi. Zresztą głos miała taki miękki, przyjazny. Otworzyłem.
– Kim pan jest? – zapytała zdziwiona. Wyraźnie spodziewała się kogoś innego.
– Jestem ojcem Nikodema. Nika nie ma w domu. W czym mogę pomóc?
– Umówiliśmy się z pańskim synem na dzisiaj rano. Jedziemy w góry.
– Zaraz, ale on zostawił mi wczoraj kartkę, że właśnie pojechał.
Nim zdążyła odpowiedzieć z windy wysiadła kolejna para z wielkimi plecakami. Szybko przedstawili się jako Maciek i Baśka i właściwie wepchnęli się do mieszkania. Cóż było robić? Zaprosiłem ich do kuchni, wyjąłem puszkę rybek ze starych zapasów i zaparzyłem herbatę. Miałem tylko chrupki chleb, nie będę przecież dla nieznajomych biegał po świeże bułeczki i zostawiał mieszkania bez opieki.
Wydawali się nie przejmować moją obecnością. Maciek rzucił ciężkie buty na środku kuchni i żłopał herbatę ze swojego metalowego kubka. Dziewczyny robiły kanapki z chrupków i sardynek. Nie bardzo wiedziałem co z nimi robić, kusiło by wyrzucić, ale przecież umówili się z synem. Poszedłem do siebie, może, jak obiecywał, odezwał się emailem.
W skrzynce oczywiście ze trzydzieści nowych wiadomości, ale same głupoty i jakieś pytania z pracy. Dobrze, że dziś sobota, poczekają na odpowiedź do poniedziałku. Ale czemu nic nie ma od Nika?
Drrryń!
– Halo!
– Tato! Dwa słowa, bo karta mi się kończy. Lepiej nie otwieraj nikomu – to Nik. Skąd on dzwoni? Więcej trzasków niż głosu.
– Gdzie jesteś? Nik, odezwij się.
Piiiiii. Koniec połączenia. Cholera. Co teraz? O co tu chodzi? Co mam robić? Dlaczego nie otwierać? Nie wyglądali groźnie, najwyżej bezczelnie. Trzeba by się ich kulturalnie pozbyć, ale jak? Nic to, muszę wyjść i stawić czoła losowi.
Wróciłem do kuchni. Stanąłem w drzwiach. Uderzył mnie zapach potu. Drapieżny męski, przemieszany z duszącym kobiecym. Nigdy nie myją się, czy co? Ale, przecież pewnie są z drogi, trzeba być wyrozumiałym.
Przez chwilę przyglądałem się całej trójce. Miłka, mała, śmiesznie ubrana w kolorowych spodniach, turkusowo-morskiej podkoszulce podkreślającej drobny biuścik i narzuconej na to koszuli flanelowej o zdecydowanie za długich rękawach. Znad kromki chrupka, w którym pozornie była pogrążona, niebieskie oczy lustrowały kuchnię i mnie. Maciek rozwalił się na krześle, drapał po tłustym karku i pozwalał Baśce skakać koło siebie. Ta biegała jak fryga, podsuwając: a to herbatę, to kanapki, a to pomiętą tabliczkę czekolady. Jej strój nie pasował do górskich wędrówek. Legginsy były jak najbardziej na miejscu, ale wokół bioder owinęła się jakimś dziwnym sarongiem, który krępował jej ruchy i zanadto podkreślał biodra. Bo brzuch miała szczupły i seksownie opalony. Pod czujnym wzrokiem Miłki stwierdziłem, że czas przestać się gapić.
– Dzwonił Nikodem – zacząłem…
– No i? – Baśka zareagowała pierwsza.
– Przerwało połączenie, ale mówił, że będzie dopiero za dwa dni – zmyśliłem to na poczekaniu, żeby się ich tylko pozbyć. Żebym mógł się spokojnie wykąpać i pójść przyjąć dzienną porcję kofeiny. Za rogiem dawali świetną latte.
– Nie będzie go dwa dni! – Zirytował się Maciek – Co to kurwa znaczy?!
– Młody człowieku, zważ na język – nie będę mu się tłumaczył. Najchętniej przyrżnąłbym w ten pryszczaty dziób, ale nie będę zniżał się do jego poziomu.
– Niech mi pan tu językiem oczu nie mydli. Co tu jest, kurwa, grane? Specjalnie dla tego palanta wysiedliśmy z pociągu (czyli miałem rację – przyjezdni, przemknęło mi przez myśl) a mogliśmy jechać do samego Bielska i być już w górach. A on co? – wraca za dwa dni… Baśka, kiedy następny pociąg do Bielska? – odwrócił się do dziewczyny.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała zniechęcona.
– Poczekajcie, zaraz sprawdzę – wyjąłem organizer i wywołałem program z rozkładem jazdy. Jak zwykle, myślenie i planowanie spada na mnie.
– Te gadżeciarz, – Maciek wyraźnie chciał sprowokować awanturę – jak pan jesteś taki techniczny, to czemu synalek nie ma komóry?
Milczałem. Byle smarkacz nie wyprowadzi mnie z równowagi. Nie będę przecież objaśniał skomplikowanego rozumowania Nika, który udowadniał, że telefony komórkowe to forpoczta globalnego kapitalizmu, że napychają kieszenie obcym koncernom, kradną nasz prywatny czas (z tym ostatnim się akurat zgadzałem) i on komórki nie będzie używał.
– Macie ekspres do Bielska o 16:20, o 19:10 będziecie na miejscu.
– Ekspres – jęknęła Baśka – to trzeba będzie dopłacić do biletów. Pewnie ze trzy dychy.
Natychmiast sięgnąłem do kieszeni po portfel.
– Dołożę różnicę, to w końcu Nika wina – wszystko byleby sobie poszli. Kawy! Dajcie mi kawy.
Maciek bez wahania wyciągnął łapę. Podałem mu stówę, którą bez mrugnięcia okiem schował do kieszeni.
– Dobra, ale poczekamy tutaj. Nie będziemy siedzieli na dworcu jak te kołki.
To prawda. Do pociągu jeszcze trzy godziny. Na zewnątrz mróz. Niech to szlag. Nie mogę ich tak wygnać.
– Trzeba się czegoś napić – Maciek znowu komenderował – Baśka, skocz no do sklepu po wino. Tu na dół.
– Ja nigdzie nie jadę – cicho powiedziała Miłka. – Nigdzie nie jadę. Wybrałam się w góry, bo Nikodem mnie namówił. Sama nie jadę.
– Nie wygłupiaj się. Co się będziesz przejmować? Jedziesz z nami – Maciek wyraźnie lubił ustawiać innym życie.
– Jasne – dodała Baśka – w końcu planowaliśmy to od dwóch miesięcy.
– Nie, ja bez Nikodema nie jadę – Miłka była stanowcza – możecie łazić sami.
– Baśka, ruszże się po to wino. Napijemy się, pogadamy, może wtedy zmądrzejesz.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale dołożyłem na jeszcze jedną Sofię, kazałem kupić Blanc de Blanc jedyne, co w sklepie na dole jest pijalne, miała też kupić chleb, ser i może kiełbasę, jak nie będzie za oślizgła.
Baśka zakręciła się i wyszła. My siedzieliśmy w ciszy przerywanej posapywaniem Maćka.
– To co pani zrobi? – przerwałem ciszę zwracając się do Miłki.
– Jeszcze nie wiem. Pomyślę – odwróciła się ostentacyjnie i zamilkła.
Poczułem się głupio. Nawet po powrocie Baśki, pomimo wina, rozmowa nie kleiła się. Maciek rozprawiał o planowanym przejściu, jak dograli wszystko przez internet, jak będą szli starym, zapomnianym, szlakiem na Słowację. Baśka energicznie przytakiwała, ale bardziej żeby zabić ciszę niż z rzeczywistego entuzjazmu. Milczenie Miłki warzyło atmosferę. Tak przez dwie godziny.
– Zbieramy się – zarządził Maciek
Super, idźcie, nareszcie wywietrzę, pomyślałem.
Miłka też się podniosła.
– Pójdę z wami, zobaczę jak pociągi.
– Mam rozkład, mogę pani sprawdzić.
– Zobaczę sama. Wracam za godzinę.
Bezczelna smarkula. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć byli już za drzwiami. Otworzyłem okno i zaczerpnąłem w płuca zimowe miejskie powietrze. Co robić? Co teraz robić? Spokojnie, pomyślałem. Wszystko to wina Nika. Przez niego te kłopoty. I ominęła mnie kawa… Cholerny brak kofeiny. Kawiarnia już zamknięta. No przecież mogę zaparzyć w tygielku! Wyciągnąłem rondelek, nasypałem kawy, dwie łyżeczki cukru, parę ziaren kardamonu, żeby się obudzić. Znajome czynności uspokoiły mnie. Powoli zagotowałem nie doprowadzając do wrzenia, dwa razy. Jeszcze tylko łyżka zimnej wody i gotowe. Nareszcie.
Znów sprawdziłem maile. Oczywiście nic. Telefon też głuchy. Co z tym Nikiem? Jak narobił problemów, niech ma. Położę Miłkę w jego pokoju, postanowione. Normalnie tam nie wchodziłem, ale teraz sytuacja była wyjątkowa. W pokoju ani śladu niczego dziwnego, podkoszulek jak zwykle pod krzesłem, komputer śpi na biurku. Uprzątnąłem pościel z łóżka. Niech sobie smarkula nie myśli, będzie spała w swoim śpiworze. Wyciągnąłem się na fotelu, dobra książka pozwoli się oderwać, zawsze mi pomagało. Wziąłem rozpoczętego Grynberga i pogrążyłem w lekturze.
Miłka wróciła po dwóch godzinach. Oświadczyła, że rano wraca do Poznania, ale na dziś potrzebuje noclegu. Nie stawiałem oporu, w końcu spodziewałem się tego. Byłem zadowolony, że pozbyłem się przynajmniej tamtej dwójki. Chciała skorzystać z Internetu, więc założyłem dla niej nowego użytkownika na komputerze Nika i wybrałem połączenie.
– Tylko lepiej niech się pani z nikim nie umawia – zażartowałem wychodząc z pokoju.
Popatrzyła trochę wrogo, ale w końcu roześmiała się.
Byłem zmęczony, chyba to wino nie zrobiło mi najlepiej. Zaproponowałem Miłce kolację, ale nie chciała jeść. Ja zresztą też poprzestałem na zielonej herbacie. Kąpiel i spać. Miłka wciąż siedziała nad komputerem. Później przez sen słyszałem plusk wody w łazience, krzątanie się, aż w końcu wszystko zamilkło i mieszkanie pogrążyło się we śnie i ciemności.
Szelest uchylanych drzwi. Czujność kazała mi otworzyć oko. Przez szparę wsuwa się postać w długim tiszercie. Siada na brzegu łóżka.
– Śpisz?
Mój nos złapał lekko drażniący, ciepły zapach ciała. Nie używa perfum.
– Nie – odparłem cicho.
– Smutno mi.
Położyła dłoń na kołdrze, tuż obok mojej twarzy. Kątem oka widziałem malutkie złote włoski, jeżące się pod moim oddechem. Nie pociągała mnie zupełnie, nie lubię szatynek, szczególnie takich smarkatych. Żadnego wspólnego języka. O czym z taką rozmawiać? Szybki numerek, może i fajnie, ale po co ryzykować wplątanie się w związek z którego nic nie będzie? Jeszcze na zakrapianej imprezie, z panienką z marketingu czy sekretarką, to co innego, ale tak? Szczególnie, że Kamila zaspokajała moje bieżące potrzeby. Tym bardziej byłem zły czując wzbierającą erekcję.
– Wiesz, jestem zmęczony, może pogadamy o tym jutro? – odpowiedziałem.
– Głuptas. – Uniosła oddzielającą nas kołdrę i wtuliła się we mnie.
Moja ręką objęła ją, głowa sama uniosła się i usta przywarły do jej szyi.
Obudził mnie zgrzyt klucza w zamku. Budzik pokazuje 5:37. Szuranie, które poznałbym na końcu świata. Nik wrócił. Nareszcie! Jak zobaczy plecak Miłki, pewnie tu zajrzy.
Drzwi od pokoju uchyliły się i wejrzała przez nie zmarznięta twarz Nika. Miłka w tym samym czasie wykopała się spod kołdry i wzrok Nika przykleił się do jej zgrabnego pośladka. Przez chwilę zastanawiałem się, czy jej nie okryć, ale stwierdziłem, że będzie to małostkowe. Nik jest w końcu dorosłym facetem.
– Cześć tato – szepnął.
– Hej Nikuś. Niepokoiłem się co się dzieje, dawno już nie byłeś w górach.
– Właśnie widzę, że tak byłeś zaniepokojony, że musiałeś skorzystać z pociechy – Nik zabrzmiał sarkastycznie, ale widziałem, że w jego oczach pojawiły się figlarne ogniki. – Co to za panienka?
– Nie poznajesz? To Twoja znajoma.
– Zaraz, jaka znajoma? Powiedz kto to jest? – Nik nagle się zainteresował.
– No ta, z Internetu – odparłem i jednak przykryłem Miłkę kołdrą. Trzeba dbać o moralność.
– Jaka z Internetu? Mów zaraz – Nik zabrzmiał naprawdę niespokojnie.
– Spokojnie, po co te nerwy. To jest Miłka.
– Miłka? – Nik prawie krzyknął – Tato, jak możesz?
– Co, przecież to nie Twoja dziewczyna. To już nawet nie mogę z panienką pójść do łóżka? – zaczął mnie drażnić tą swoją natarczywością. Dziewczyna jakby się budziła. Swoją drogą ma twardy sen. – Poczekaj, ubiorę się, to pogadamy.
– Ależ tato, jak możesz – załkał.
– No o co ci chodzi? – poderwałem się z łóżka.
– Tato, tato, przecież Miłka jest moją siostrą.
Wyskoczyłem z łóżka, złapałem Nika za rękaw i wyciągnąłem za drzwi. W przelocie narzuciłem szlafrok, bo źle się rozmawia, gdy przeciąg dmucha w tyłek.
– Jaką siostrą, zwariowałeś? Nigdy nie miałem żadnej córki! Wyjaśnij natychmiast, o co w tym cyrku chodzi! – Teraz naprawdę się zdenerwowałem. Czeski film, tylko czemu ja mam w nim grać?
– Opowiem ci. Miłka jest córką mamy, znalazłem ją przez Internet.
Opadłem na krzesło. Historia jak z lichego serialu. Muszę dowiedzieć się wszystkich szczegółów.
– Tak może więcej informacji? – rzuciłem, by zmusić go do mówienia.
– Szukałem mamy – wyduszał z siebie słowa z widoczną trudnością – chciałem dowiedzieć się, jaka ona jest, jak żyje. Miałem jej panieńskie nazwisko i wiedziałem, że pojechała do Niemiec.
To wiesz więcej niż ja – przemknęło mi przez myśl, ale nie przerywałem.
– Kolega pomógł mi poszperać w rejestrach meldunkowych, jakieś tam procedury obeszliśmy i znalazłem informację, że ponownie wyszła za mąż. Ma córkę Milenę, tylko rok młodsza ode mnie.
To by się nawet zgadzało, faktycznie Kaśka szykowała sobie jakiegoś faceta.
– Śledziłem jej losy w kartotekach edukacyjnych – kontynuował.
– Zaraz przecież one są zabezpieczone – nie wytrzymałem.
– E, takie zabezpieczenia, pilnują szczegółów, mają dwa poziomy zabezpieczeń. Z Romkiem bez problemu złamaliśmy pierwszy.
Był z siebie dumny, smarkacz. Dobrze, że go nie złapali, teraz w Unii za coś takiego mógłby pójść siedzieć.
– Rok temu wyjechała z Niemiec i sprowadziła się do Polski, znalazłem ją na liście kandydatów na Akademię Medyczną w Poznaniu. Potem poszło prosto, szukanie na grupach dyskusyjnych, znalazłem Milenę i namówiłem na wyprawę w góry. Chciałem ją poznać. Nagle przedwczoraj dołączyła się do nas jeszcze jakaś para i wszyscy umówili się u mnie w domu. Nie wiedziałem, co robić, musiałem wyjechać, uporządkować myśli i dopiero w górach skojarzyłem, że spotkają ciebie. Dlatego zadzwoniłem.
– Napędziłeś mi stracha tym telefonem, nie wyglądali groźnie, choć trochę dziwnie.
Jednak Nik musi jeszcze dojrzeć zanim zrozumie, że za swoje czyny musi sam odpowiadać, a nie chować się za plecami ojca. I pakować mnie w trudne sytuacje. Co właściwie się stało? Wynika, że przespałem się z córką Kaśki. Na szczęście jest pełnoletnia. To byłby dopiero proces – „Wykorzystał nieletnią córkę swojej byłej żony” – już widzę ten tytuł w Superekspresie. Ale jakoś nic nie czułem. Żadnego poczucia winy.
Drzwi od sypialni otworzyły się i wydreptała zaspana Miłka. Dobrze, że podkoszulek zasłaniał jej pupę. W niczym nie przypominała Kaśki, urodę ma chyba po ojcu.
– Musicie się tak wydzierać z samego rana? – spojrzała na mnie z wyrzutem – Dałbyś mi się chociaż wyspać, ostatecznie mi się należy.
– To jest właśnie mój syn – wskazałem na Nika.
– Nikodem Warzęcki – poderwał się i wyciągnął rękę. Coś mu wyraźnie przyszło do głowy.
– Milena Kwiatkowska – podała mu rękę.
– Jak?! – krzyknął Nik.
– Milena Kwiatkowska – powtórzyła zdziwiona.
– A imię matki?
– Co to, przesłuchanie? – Miłka była zdezorientowana. Z tym zagubieniem było jej bardzo do twarzy. Cholera, coraz bardziej mi się podoba. Naprawdę seksowna dziewczyna.
– Proszę, odpowiedz, to bardzo ważne – nalegał syn.
– Ewa, a co?
– Mieszkałaś kiedyś w Niemczech?
– Czy to obowiązkowe? – Zapytała. – Po co te wszystkie pytania?
– Powiedz mu Miłko, proszę – teraz ja wtrąciłem się do rozmowy.
– Nie, nigdy. Od dziecka mieszkam w Swarzędzu.
Nik opadł na krzesło. Popatrzyłem na jego szerokie ze zdziwienia oczy, na drobną, zdezorientowaną twarz Miłki i dopiero wtedy dotarła do mnie cała absurdalność tej sytuacji. Nie mogłem opanować śmiechu i z każdym kolejnym jego wybuchem coraz bardziej się rechotałem. Musiałem przytrzymać się oparcia, żeby nie spaść z krzesła, a brzuch podskakiwał mi w rytm kolejnych salw śmiechu. Syn zaś patrzył się jak urzeczony, potem spojrzał na Miłkę, znów na mnie, nagle dotarło do niego, że dziewczyna jest przecież starsza niż on – ma ze dwadzieścia trzy lata i wbrew własnej woli zaczął chichotać. Po chwili ryczeliśmy do łez, a Miłka przyglądała nam się zdumiona i widać było, że ni w ząb nie może zrozumieć, o co tym facetom chodzi.

0 replies

Leave a Reply

Want to join the discussion?
Feel free to contribute!

Leave a Reply