Konkretnie, czy warto wydać te 50 funtów na kolację w Brindisa Tapas w Londynie?
Obietnica
Tłum kłębiący się na zewnątrz i w środku narożnego budynku przy wejściu na Borough Market (róg SouthwarkStreet) zwiastuje ciekawe przeżycia –BrindisaTapas. Bez rezerwacji – wchodzisz do środka, dopychasz się do baru i albo zwolni ci się miejsce przy stoliku, albo zamawiasz i jesz przy barze. Jak w Hiszpanii. I hałas, jak w przyzwoitym madryckim tapas barze.
Pierwsze otrzeźwienie
Rzut oka na ceny. Jednak jesteśmy w Hiszpanii, Tapas kosztuje 6-9 funtów, kieliszek wina nie nieśmiertelne 2 euro, ale 8 funtów. Witamy w Londynie. Ale pachnie wspaniale i to, co widzisz na talerzach sąsiadów wywołuje tylko jedno pragnienie – Ja chcę!
Seria przyjemności
Zaczyna się niezwykła seria tapas:
- Dwie połóweczki anchois z kawałkami brzoskwini i serem przypominającym kremową bryndzę (tylko mniej słonym). Jest to prawdziwy koncert smaków i tekstur: słono-wędzony, lekko sprężyunjący anchois, słodka miękka brzoskwinia, kremowość sera. Dzieło sztuki.
- Widzę w menu mój ukochany samphire (soliród) z krewetkami i kawałkami ziemniaczków. Danie zaskakujące – kreweteczki malutkie, smażone w skorupkach i tak się też je. W całości, z odrobiną majonezu, solirodem, i chrupko-jabłkowymi podsmażonymi ziemniakami. Pyszne.
- Kalmary – grillowane kawałki – podane na czarnym aioli i z kosteczkami smażonego chorizo. Tu pewnie przydałby się kawałek pieczywa, ale i bez tego zdołałem wyczyścić talerz.
- No i wędzona wołowina – pewnie najmniej udane z tej pysznej serii – bardzo dobra, ale ser okazuje się jedynie delikatnym pudrem, a czekolada praktycznie niewyczuwalna. Nieco więcej tych dodatków i może odrobina owocu (np. mango salsa) i danie byłoby cudowne, bo główny składnik świetnej jakości.
- Dwa kieliszki wina – świetny gewurztraminer, chyba najlepsze tapaswine, jakie można wymyślić i bardzo dobre tempranillo. 9 funtów za te ostatnie to ostra cena.
Cena przyjemności
Rachunek – z obowiązkowym 12.5% napiwku– to 50 funtów. Zdecydowanie niemało, nawet bardzo dużo, choć dało się najeść. W Warszawskim Romesco zapłaciłbym tyle za dwójkę … – i też by było warto.
Z drugiej strony taka seria przyjemności to nieczęsta rzecz – więc sami spróbujcie.